sobota, 31 sierpnia 2013

"Oczy czarne, oczy niebieskie" Maria Wiernikowska

Maria Wiernikowska jako korespondentka wojenna nie raz ocierała się o śmierć. Nie obce są jej długie wyprawy, niebezpieczne noce i wysiłek fizyczny. Ale obce są jej kwestie dotyczące religii. Dlatego namówiona przez przyjaciół niechętnie podejmuje decyzję dotyczącą pielgrzymki i wyrusza w drogę do Santiago do Compostela. Podróżuje bez celu, ale sama uznaje, że liczy się droga. A w drodze bywa różnie: czasem słońce, czasem deszcz. Pasjonujące rozmowy, ale też głupie gadanie, od którego kobieta ucieka. Idzie, potem wsiada na rower i wspomina. Maria jest rzeczowa, dosadna, twarda i ironiczna. Ma cięty język, mądre wnioski i jest szczera do bólu. To właśnie bardzo mi się w tej książce podobało, jej wspomnienia są warte przeczytania, a niektóre przemyślenia to istne perełki rodem z mojej głowy, na przykład to o mężczyznach:

"[...] facet musi być dobrze wychowany. I dobrze odgryziony od matki. Teściowa to nie jest problem mężczyzn, tylko kobiet. Mamusia jest najlepsza, bo daje najwięcej, potem kochanka, póki nic nie chce, a dopiero potem żona. Ta zwykle czegoś oczekuje, cholera."

Pomimo świetnego języka, autentyczności i szczerości jestem troszkę rozczarowana. Podróż bez celu, bez wniosków, bez zmian? Po co?

Oczy czarne, oczy niebieskie. Z drogi do Santiago de Compostela [Maria Wiernikowska]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE
A ta historia z architektem... Czytałam i mówiłam "Maryśka, do jasnej cholery, opamiętaj się! Po co ci to! Przecież on jutro o Tobie zapomni." A mówiłam... Mimo doświadczenia i twardego stąpania po ziemi pani Maria jest po prostu romantyczna:

"Ani się z miłości skarpetek nie pierze, ani nie słucha chrapania, ani nic takiego. Z miłości się usycha, z miłości można pisać listy albo wiersze, i się tęskni jak diabli" 

Chociaż nie aż tak bardzo:
" Dobry seks jest jak tango, jak śpiew w chórze, jak marsz w nogę, jak meksykańska fala, jak sztafeta 4XI00. Jest radością spotkania i zgodnego ruchu.
Czy miłość ma z tym wszystkim coś wspólnego?
Jasne, miłość jest owocem seksu. Produktem, jak prąd wytworzonym przez dynamo. Nie widziałaś jak ludzie w nocy świecą?"


Ocena 3,5/6

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

"Alicja w krainie rzeczywistości" Melanie Benjamin


Lewis Carroll znany jest wszystkim jako autor "Alicji w krainie czarów" i kontynuacji "Po drugiej stronie lustra". Na prawdę człowiek ten nazywał się Charles Dodgson i był matematykiem, pisarzem, oraz fotografem. Matematyka była jego prawdziwą pasją. Interesował się grami liczbowymi i zagadkami logicznymi. 



Dogson miał jeszcze jedno hobby - fotografowanie małych dziewczynek. Nic nadzwyczajnego każdy lubi zdjęcia dzieci, ale jego fotografie były specyficzne. Dzieci często leżały , miały dziwne stroje, albo przybierały odważne pozy. Tak jak Alicja w poszarpanej sukience z ręką na biodrze. 
Przyjaźnie z małymi dziewczynkami, organizowanie dla nich balów i robienie im zdjęć jest dwuznaczne i wielokrotnie powodowały podejrzenia wobec Carolla, jednakże nigdy nie potwierdzono żadnych nieprawidłowości w owych kontaktach. 
Teraz ten portret nikogo nie dziwi, ale jak na tamte czasy i ówczesną modę przedstawiona fotografia małej Aicji jest niesmaczna i prowokacyjna....




Melanie Benjamin zainspirowana zdjęciem opisuje domniemaną historię Alicji Liddell, która stała się inspiracją do napisania "Alicji w krainie czarów". Dziewczynka, wraz z siostrami wiele czasu spędzała w towarzystwie pana Dodgsona, nieśmiałego wykładowcy matematyki. Rodzice przystawali na ową przyjaźń, gdyż człowiek ten wzbudzał zaufanie, a nawet politowanie poprzez swe łagodne usposobienie. Charles Dogson zabierał dziewczynki, wraz z ich nianią na spacery i opowiadał różne zajmujące historie. Historię o dziewczynce, która wypadła do króliczej nory zna cały świat. Według autorki opowiastka została spisana na prośbę małej Alicji. Dziewczyny o niezwykłym temperamencie, troszkę odstającej od sióstr, tej, która zawsze się ubrudzi, coś nabroi, czy palnie nie to co trzeba. 
Książka podzielona jest na trzy części, stanowiące trzy etapy życia Alicji: jako dziewczynki, młodej kobiety i starszej pani. Całkiem przyjemna opowieść fantastycznie opisująca wiktoriańską epokę, panujące zwyczaje, oraz zmieniającą się modę tamtych lat. Etykieta, przyzwoitki, bale, gorsety, rękawiczki... Warto zanurzyć się w tamte lata razem z Alicją. 


Ocena: 4/6

czwartek, 22 sierpnia 2013

Blog i urlop

Skoro już udało mi się umieścić tutaj wklejkę z facebooka, to teraz proszę, polubcie mnie! 
Po prawej taki kwadracik jest, wystarczy kliknąć lubię to!


Serdecznie dziękuje Monice za pomoc, sama nigdy bym tego nie zdołała wykonać! 

A jutro urlop, skaczę ze szczęścia, 
bo stęskniłam się za górami.


środa, 21 sierpnia 2013

Nie tylko nowościami bloger żyje, czyli o ŚBKowych białych krukach

Dzisiejszy dzień rozpoczynam postem dotyczącym najstarszego wydania książki z mojej biblioteczki. Wpis powstał z inicjatywy Śląskich Blogerów Książkowych.

Poszukiwania rozpoczęłam od rozsunięcia szybek starego kredensu z stertą książek. Byłam pewna, że są bardzo stare, ale okazało się, że większość z nich urodziła się wtedy, kiedy ja, czyli ma zaledwie trzydzieści parę lat. Trochę zawiedziona, że tak staro wyglądające okazy są takie młode zajrzałam w każdy kąt, zrobiłam generalne porządki w oparach kurzu kichając nieprzerwanie, przewertowałam dokładnie każdą książkę z osobna w poszukiwaniu daty i znalazłam "Podręcznik dla pielęgniarek" autorstwa Ichtejmana. 


Książka została wydana w 1951 r. przez Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich. 


Zawiera on informacje dotyczące chorób, pierwszej pomocy, operacji i fizykoterapii. Posiada wiele ilustracji tego typu:




Podręcznik jest własnością mojej nieżyjącej już babci, która była cudowną położoną. Ja sama chciałam pójść w jej ślady, ale porzuciłam studia już na pierwszym roku na rzecz mojego obecnego zawodu, a każda kolejna szkoła była o kierunku okołomedycznym. Umierające dzieci, choroby genetyczne, a nawet sam poród to zjawiska, które odrzucały mnie i wpędzały w smutek, więc zrezygnowałam z tego pięknego i trudnego zawodu na rzecz innych, też w białym fartuszku ;) 
Książka ta ma dla mnie charakter sentymentalny, na pierwszej stronie widnieje podpis babci. 

Poza tym posiadam kilka książek wydanych w latach sześćdziesiątych 


Remarqua oczywiście czytałam, "Łuk Triumfalny" nawet trzykrotnie, reszty jeszcze nie. 

A teraz kaszląca i kichająca (mam alergię na kurz) wchłonę w siebie dwa rozdziały i idę spać. 
Dobranoc!

wtorek, 20 sierpnia 2013

"Małe zbrodnie małżeńskie" Éric-Emmanuel Schmitt

Zaintrygowała mnie... okładka. Ta siekiera i różne pozycje pary zaciekawiły. O siekierach nie ma niestety niczego. A rzecz jest o parze małżeńskiej.

„Kiedy widzicie kobietę i mężczyznę w urzędzie stanu cywilnego, zastanówcie się, które z nich stanie się mordercą.”

Mężczyzna na skutek upadku doznaje amnezji. Wraca ze szpitala do domu, a jego żona pomaga odzyskać mu pamięć. A może nie chce, żeby on ja odzyskał? Czy też może on wcale jej nie stracił? Jakim byli małżeństwem, dlaczego ona nie daje mu się pocałować? Dlatego, że ciągle mówi jej Pani? Powiem tylko tyle, że niezłe z nich gagatki ;-)

„Rozkład miłości! Termity! Te owady, które zżerają belki domów. Nie widać ich, nie słychać, chrupią sobie spokojnie, aż tu któregoś dnia dom się wali. Wszystko spróchniało w środku, zanim ktokolwiek się zorientował. Cały szkielet, struktura, wszystko, co miało podpierać ściany, przestało istnieć! Tak wygląda nasze małżeństwo! Lenistwo zastąpiło miłość, przyzwyczajenia zajęły miejsce uczuć, z zewnątrz wygląda to jak dom, jednak kolumny nie są z drzewa a z kartonu, to zwykłe papier mache.”

Książkę łyka się w godzinę. Jest napisana w sposób prosty, a jednocześnie z rozmachem i emocjami. Jak na ogół książek, które czytałam, nie jest zła, jak na dramat - gatunek niełatwy i ciężki - arcydzieło. Oceniam na pięć.

„Mężczyźni to tchórze, nie chcą widzieć problemów, chcą wierzyć, że wszystko jest dobrze. Kobiety nie odwracają głowy.” 

niedziela, 18 sierpnia 2013

"Rubio" Wiliam Wharton

Trzydziestoletni Amerykanin podróżuje po Hiszpanii, by kupić zrujnowany dom na szczycie wzgórza i oddać się pracy w towarzystwie osła. Mężczyzna ucieka w pracę i samotność od swojej przeszłości i przeżyć związanych z rozwodem. Poznaje tradycyjną hiszpańską rodzinę, z którą szybko się zaprzyjaźnia, jedzą kolacje, wychodzą razem, a on sam szybko staje się ich przyszywanym krewnym i "wujkiem" siedemnastoletniej Dolores. Jednakże między nim, a dziewczyną powoli kiełkuje uczucie. Czytasz i czekasz kiedy w końcu złączą się ich usta i ciała, co oczywiście w nieuchronnie nadchodzi. Dziewczyna jest już zaręczona, ale nowe uczucie całkowicie ją pochłania i obezwładnia. Starszy kochanek jest troszkę bardziej powściągliwy wobec naiwnej, młodej, rozpalonej kobiety, lecz ją kocha. Wkrótce wszystko pryska jak bańka mydlana. Przez tchórzostwo i obojętność głównego "bohatera" zostaje zniszczone życie młodej dziewczyny, jej rodziców i narzeczonego. Pozytywna postać, przystojny, pracowity, wrażliwy chłopak traci w moich oczach i nie jest mi go ani trochę żal. Za to żal mi całej reszty....


Żal mi było także, że skończyła się ta książka, gorące uczucia, słoneczna Hiszpania i dobre jedzenie. Lubię styl Whartona, powieść troszkę podobna do książki "Spóźnieni Kochankowie", chociaż tam różnica wieku była odwrotna. Polecam.  

5/6

czwartek, 15 sierpnia 2013

"Maria Skłodowska-Curie i jej córki" Shelley Emling

Wielkim plusem książki są duże litery i lekki, wciągający styl pisania, co przy biografiach zdarza się rzadko. Minus jest taki, iż pierwsza połowa tej opowieści była mi dokładnie znana z biografii Marii Curie, którą czytałam wcześniej. Podejrzewam, że inne biografie zawierają te same treści. Doszukałam się też paru nieścisłości; ojciec Marii w końcu zmarł na gruźlicę czy w wyniku nieudanej operacji? Tutaj Skłodowska cierpiała na chorobę morską, podczas, gdy wcześniej czytałam, iż to była nadinterpretacja dziennikarzy.

Tytuł obiecuje opis relacji sławnej uczonej z jej córkami, czego ja tutaj nie widzę. Owszem, poznajemy dogłębniej historię córek i wnucząt Marii, ale o ich wzajemnych stosunkach wiemy tyle samo, ile z innych biografii, czy artykułów. Po raz enty czytam, iż pierwsza noblistka wysyłała dzieciom zadania matematyczne, dbała o ich edukację i bezpieczeństwo, zalecała ruch i rozwijała zdolności, ale po raz enty mam wątpliwości czy na pewno, zgodnie z napisem na okładce "ważniejsze od Nobla są tylko dzieci" ? Osobiście donoszę wrażenie, że dla Marii Skłodowskiej-Curie najistotniejsza była nauka, mąż, a dopiero potem córki. Niemniej tego się już nie dowiemy i nie mnie oceniać. Odnoszę wrażenie, że autorka stara się pokazać Marię jako matkę w jak najlepszym świetle, usprawiedliwia ją, wybiela, gloryfikuje. Nie ma się czemu dziwić, bo ta kobieta była wielka, ale wolę rzetelne fakty, bez zbytnich emocji, gdy rzecz dotyczy tego gatunku literackiego.

Biografia dokładnie opisuje życie pierworodnej córki Ireny i jej osiągnięcia naukowe, oraz polityczne działania młodszej Ewy. Warto poznać ich losy, życie i wpływ na nie sławnej matki. Brakuje mi zdjęć Ewy, która podobno była na okładce Voga, podobno bardzo dbała o wygląd, podobno miała czar i urok. Tyle na ten temat, ale zdjęć brak, poza tym na okładce. Ciekawostką jest fakt iż Ewa żyła ponad sto lat! Jako jedyna z rodziny nie została naukowcem, ale była korespondentką wojenną, działaczką polityczną, oraz dyrektorką UNICEF-u. To ona towarzyszyła Marii Curie na łożu śmierci, a później napisała jej biografię, grzecznie pomijając nieładne kawałki. Ewa Labouisse powiedziała półżartem:

"W mojej rodzinie było pięć Nagród Nobla. Dwie dla matki, jedna dla ojca, jedna dla siostry i szwagra, oraz jedna dla męża. Tylko mnie się nie udało."


Ewa Curie Labouisse

Istotnym wątkiem tej biografii jest także obszerny opis przyjaźni Marii i jej córek z Missy Maloney - charakterną dziennikarką, która organizuje wyjazd noblistki do Stanów Zjednoczonych. Missy to niezwykle barwna i ciekawa postać, dzięki której Curie otrzymała wsparcie finansowe od amerykanek na rzecz dalszych badań naukowych.

Maria Skłodowska-Curie i jej córki [Shelley Emling]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE
Całość niby dobra, książka wręcz do połknięcia, ale czegoś mi tu brakuje. Niemniej ogólnie oceniam na 5.

"Geniusz i obsesja. Wewnętrzny świat Marii Curie" Barbara Goldsmith

Uwielbiam silne, mądre kobiety, a takową bez wątpienia była Maria Curie. Pierwsza zdobywczyni nagrody Nobla, pierwsza kobieta profesor w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Autorka bardzo dobrze przedstawia realia ówczesnego świata, dając do zrozumienia jaką siłą przebicia musiała w tamtych czasach wykazać się kobieta zajmująca się nauką. Poza korzeniami, dzieciństwem i późniejszym życiem Marii, poświęconym głównie pracy biografia pozwala poznać życie osobiste tej wybitnej uczonej, jej stosunek do męża, córek i rodziny. Glodsmith rzetelnie opisuje postępowanie noblistki, stwierdzając fakty. Dowiadujemy się, że Maria rzadko widywała córki, ale dbała o ich aktywność fizyczną i intelektualną, wiemy, iż pisywała do nich listy, poznajemy tychże treść, ale autorka daleka jest od oceny, nagany, czy usprawiedliwień. Także podczas opisów mozolnej pracy naukowej Maria nie jest gloryfikowana i wychwalana, aczkolwiek można dowiedzieć się ile wysiłku kosztowały ją jej odkrycia.

Książka godna polecania, z racji obiektywizmu, dokładności i - jak na biografię lekkiego stylu. Polecam i daję piątkę.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

"Wiecznie samotni" Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Wiecznie samotni!... Pośród tłumu ludzi,
gdy serce nasze wstrząśnie ich sercami,
gdy dusza nasza ich dusze obudzi
i tłum ten cały koło nas się tłoczy,
dłoń wyciągając ku nam, wznosząc oczy:
jesteśmy sami.

Wiecznie samotni! Gdy w najbliższym kole
twarde gorzkimi zraszają się łzami,
wspólne pragnienie zaświeci na czole
albo wybuchną ludzie szczerym śmiechem:
my łzom i szczęściu wtórujący - echem,
jesteśmy sami.

Wiecznie samotni!... Nawet w takiej chwili,
gdyśmy spleceni wzajem ramionami
z kobietą dusze i ciała złączyli,
gdy z nią przeniknąć pragniemy się wzajem,
jej serce bierzem i jej serce dajem:
jesteśmy sami.

Wiecznie samotni, wiecznie szukający
z wiecznej nadziei wiecznymi złudami,
pełni tęsknoty, gorzkiej i palącej,
błądzim po świecie, dziwne, obce cienie -
wreszcie ostatnie wydając westchnienie
jesteśmy sami.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

"Obiad w restauracji dla samotnych" Anne Tyler

Poznaj starą, ślepą Pearl, która wspomina młode lata i żałuje, że jej dzieci nie mogły mieć zapasowej matki. Bo ona nie sprostała samotnemu macierzyństwu. Szorstka, nerwowa i apodyktyczna po odejściu męża pozornie sobie radzi, pracuje, dba o dom i wychowuje dzieci. Ale czy tak powinno wyglądać ich dzieciństwo? Niby nic takiego, ot trochę niepotrzebnych słów, nerwów, jakieś lanie. Zdarza się...


Będziesz czytać i rozmyślać. Czy mogła postąpić inaczej? Czy jej zachowania jest uzasadnione? Czy faworyzowanie jednego z dzieci powinno mieć miejsce? Co ja zrobiłabym na jej miejscu? Może w niektórych osobach znajdziesz lustro, ja znalazłam. Może nie jestem aż taka, ale jednak...

Do czego zmierza ta historia i jak się skończy?
Skończyła się tak, jak przewidywałam, ale pomimo to czytałam ją zaciekawiona losami trójki rodzeństwa. Na pewno zainteresują się ich poczynania i osobowości. Najstarszy jest Cody: pewny siebie, uparty, dążący do celu po trupach, wciąż zazdrosny o młodszego brata. Dziwne, bo Ezra to taka sierotka, fajtułapa, a jednak ulubieniec mamy. Z tej dziwnej relacji wyniknie bolesna zagrywka, walka o kobietę, z góry przegrana przez jednego z nich. Jest jeszcze najmłodsza Jenny, specyficzna, inteligentna, szalona. To ona przyjmuje listowne oświadczyny, rozwodzi się dwukrotnie, bo wreszcie za trzecim razem odnaleźć tego odpowiedniego?

A gdzie w tym wszystkim Pearl? Co z nią? Jak ocenisz ślepą kobietę u kresu jej życia?

Obiad w restauracji dla samotnych [Anne Tyler]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE
Dziwna opowieść, która nie każdemu może przypaść do gustu. Mnie wciągnęła i zarwałam dwie połówki nocy. Książka na piątkę! Polecam!

"Samotność" Krzysztof Kamil Baczyński

O! nie jestem człowiekiem: huczy noc nade mną.
Płomień mój jak anioły odchodzące w ciemność.
Ogromne, całe w blasku sine piętna czasu
jak odrzucone w wieczność pokolenia głazów.
O! nie jestem człowiekiem. Koła nieboskłonów
trzeszcząc suną przeze mnie ziemią ocaloną.
Ocaloną? Czas taki: tak dawno; już nie wiem,
już nie pomnę, kto ziemię tak odcisnął w niebie,
wiem tylko żem zgubiony, o, ten czas bez ludzi
to bez twarzy zwierciadło, które z wolna studzi
jakieś płomienie mroczne, kształty w siebie zbiera,
i ja w nim bez odbicia, i ja w nim umieram.
O, dajcie mi spojrzenie, przywróćcie choć przyśpiew
żuków w lwiej paszczy, choć do oczu liście
mi przyłóżcie, bym poznał jeden nerw nie ciemny
i jeden kolor żywy i nie nadaremny.
Nie ma ludzi. To tylko tragiczność tak krzepnie
w pomniki fantastyczne rosnące beze mnie
i poza mną rosnące. Wzrok ich jak zasłona
i za grzech pierworodny odjęte ramiona.
O, daj mi ten grzech poznać. Nikt na mnie nie woła.
O, daj mi choć szatana poznać, lub mi daj anioła.
0, wróć mi czyn przedwieczny lub milczenie wróć mi,
abym człowiekiem chodził między tymi ludźmi,
których pamiętam jeszcze i których ujrzałem
w widzeniu ostatecznym. Niech się staną ciałem.
A ja spośród ciemności widzę tych, co niosą
swoje stopy przez ogień i przechodzą boso
po tych zgliszczach pożogi, którą sami wznieśli
i której na ramionach wątłych [nie] unieśli.
A ja spośród ciemności tych widzę, co bluźnią,
bo na zmartwychpowstanie przybyli za późno,
i tych, co ściąwszy serce czyjeś jak kwiat ciszy
płaczą z ognistej studni, gdzie ich nikt nie słyszy.
I czuję na swych oczach dłonie potępione,
co niewiarę i ciemność na dzieci włożyły
i tych, którym starczyło do pół-zbrodni siły,
a cały grzech przez wieki niosą na ramionach.
A ja spośród ciemności. 0, ja nie człowiekiem,
ja tylko głosem bożym zbawionym od piekieł,
któremu - odciętemu od ust wzdętych nieba -
czynów boskich nie stało, a ludzkich nie trzeba.

sobota, 3 sierpnia 2013

"Dom Róży. Krýsuvik. Kołysanka dla wisielca" Hubert Klimko-Dobrzaniecki

Dziś przedstawiam Wam trzy krótkie, smutne, ale piękne, powiązane ze sobą opowiadania, których akcja toczy się w Islandii. Historie owe dostarczą wielu emocji, a ja przeczytam wszystko co dostanę tego autora.

"Kołysanka dla wisielca" to poruszająca opowieść o Szymonie, człowieku wrażliwym, dziwnym, niezrównoważonym. To historia niezwykłej przyjaźni zmuszająca do refleksji. Byłby z tego świetny film, ciągle mam w wyobraźni obraz "kąpieli" Szymka. Niesamowita, smutna i piękna opowieść. 
Ocena 5/6. 

„Kiedyś myślałem, że samobójcy to tchórze, że ten desperacki krok jest ucieczką przed życiem, przed jego problemami i przed odpowiedzialnością. A może samobójcy to ludzie, którzy wygrali w chińczyka z Panem Bogiem, rzucili kostką i kiedy tamten odwrócił głowę, dali dyla, zanim w swojej łasce pozwolił im umrzeć naturalnie lub w wypadku. Teraz wiem, że samobójcy to ludzie całkowicie wolni, a tym samym nieposłuszni, to odważni wariaci, którzy sami wybierają swoje miejsce i czas, ubiegają Pana Boga, prowadzą z Nim jeden do zera.”



Dom Róży. Krýsuvik. Kołysanka dla wisielca [Hubert Klimko-Dobrzaniecki]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE
Akcja opowieści "Dom Róży" toczy się w domu starców. Autor niezwykle naturalistycznie, dosadnie i ironicznie opisuje opiekę nad starszymi osobami, panujące tam zwyczaje, cienie i blaski. Może pojawić się uśmiech, szok, zdumienie, łezka, zrozumienie. Warto przeczytać, aby na końcu opowiadania poznać niewidomą Różę i płynnie przejść do najlepszej w mym mniemaniu historii.
Ocena 6/6. 

"Krysuvik" to opowiastka o prostym człowieku, który chce zbudować dom i założyć rodzinę. Wszystko idzie ja z płatka. Mężczyzna poznaje cudowną kobietę, nabywa wymarzony kawałek ziemi, własnymi rękoma buduje tam dom, a potem bierze ślub. Historia jak z bajki, a jednak wiesz, że coś będzie nie tak. I wcale nie chodzi tutaj o narodziny niewidomej Róży, ale o to, co stanie się później. Daję szóstkę! 

Smutna, przejmująca opowieść o miłości, życiu, śmierci i przeznaczeniu, której kwintesencją jest ów fragment:

"A zaraz po tym zapytał, czy chcę ją na dobre i na złe, aż śmierć nas rozłączy, jak to, aż śmierć nas rozłączy, ja nie chcę, aby nas śmierć rozłączyła, aby któreś żyło w samotności, jak żyć, to razem, a jak umierać, to też..."