niedziela, 2 marca 2014

"Nic takiego" Justine Lévy

Przede wszystkim urzekła mnie okładka. Płócienna, przez co poza ładnym wyglądem jest też miła w dotyku. Do tego moja ulubiona kolorystyka i ciekawe zdjęcie.

A w środku spotkamy smutną, samotną kobietę, która wybiera się na pogrzeb babci. W dżinsach i bez twarzy zalanej łzami, ale za to z wielkim smutkiem w środku. Na pogrzebie poznajemy jej byłego męża, jej wielką miłość i wielkie rozczarowanie. Powoli, strona po stronie Louise wprowadza nas w swój wewnętrzny, smutny, rozdygotany świat. Poczujemy to co ona, gdy dowiedziała się o chorobie nowotworowej matki. Razem z nią wrócimy wspomnieniami do początku małżeństwa. Dowiemy się jaki jest Adrien - pierwsza i jedyna miłość naszej bohaterki. Poznamy też piękną Paulę - powód rozpadu jej związku. Pewnie każdy z nas kiedyś z kimś się rozstał. Boli, boli i przestaje. Ot, życie. Ale w tej opowieści da się wyczuć totalną rozpacz i strach. Louise była uzależniona od męża i nie potrafi pogodzić się ze stratą. Pomimo tego zaczyna nowy związek z Pablem.

" Rzecz jasna nie kocham go. Myślę, że nigdy go nie pokocham, cokolwiek by zrobił, cokolwiek bo powiedział, bo miłość jest okropna, bo miłość zawsze pewna dnia się kończy, a ja nie chcę już nigdy przeżywać śmierci miłości. Nie jestem dość mocna, tak myślę, nie ma dość odwagi, nie jestem samobójczynią."

Kobieta waha się z kim chce być i czy  w ogóle chce z kimś być. Czytając ten cytat czułam się, jakby mi go autorka wyjęła z głowy:

"A może lepiej być samą? Tak, można spać w poprzek łóżka, przez całą noc jeść sucharki, słuchać w kółko sto razy pod rząd tej samej piosenki, chociaż nie ma wtedy pieszczot, nie ma głaskania, nie, z pewnością nie jest lepiej, wyciągnąć ramiona w wielkim łóżku i nie znaleźć nikogo, nawet kogoś, kto mnie denerwuje, nawet kogoś, kto budzi mój niesmak, nikogo, nie, tak z pewnością nie jest lepiej, potrzebują, żeby ktoś się mną zajmował, kochał mnie albo budził mój niesmak, albo mnie denerwował, albo rozśmieszał, ale też żeby mieć święty spokój, czego potrzebuję bardziej, żeby mnie ktoś kochał czy żeby mieć święty spokój?"

Gdyby miała dziecko, wiedziałaby, że już nigdy nie będzie tak na prawdę sama i nie znana świętego pokoju. Gdy jestem bez córki to mam ją w sercu i głowie zawsze, ale nasza bohaterka nie ma dzieci, bo... i tutaj książka jest coraz smutniejsza. Opowieść o uzależnieniu od leków i leczeniu przeraża, ostrzega i skłania do refleksji. Tak niewiele potrzeba do szczęścia, ale też niewiele trzeba do nieszczęście, do poczucia totalnej beznadziei, bezsensu i samotności.

Pomimo lakonicznego języka powieść jest bardzo emocjonalna, trochę przygnębiająca, ale jak na stos zawartych w niej smutków dziwnie ciepła. Z jednej strony drażniły mnie wielowątkowe zdania, gdzie ja z jednego zrobiłabym dziesięć wstawiając w miejsca przecinków kropki. Z drugiej strony książka stanowiła pamiętnik zagubionej kobiety, więc ów chaos niezmiernie tam pasował. Opowieść tej młodej, fracuskiej pisarki zdobyła ogromne zainteresowanie czytelników. Ciekawy styl pisania sprawia, że na pewno sięgnę jeszcze po inne pozycje tej autorki.


5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz