wtorek, 15 kwietnia 2014

"Portret kobiecy" Wisława Szymborska

Musi być do wyboru.
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,
czarne, wesołe, bez powodu pełne łez.
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.
Albo go kocha, albo się uparła.
Na dobre, na niedobre i na litość boską.



wtorek, 8 kwietnia 2014

"Sztuka uprawiania róż z kolcami" Margaret Dilloway


"Wymagające i nieugięte. Świetnie radzą sobie w ściśle określonych warunkach. 
Ten opis jest równie trafny w odniesieniu do mnie. 
Może właśnie dlatego tak bardzo lubię te róże."



Galilee Garner to samotna nauczycielka, której pasją jest hodowla i krzyżowanie róż. Jej marzeniem jest stworzenie idealnej róży o oszałamiającym zapachu i kolorze, która będzie wielokrotnie kwitnąć i uzyska tytuł Królowej Róż. Uzyskanie tego celu jest trudne i monotonne, ale Gal nie ma zamiaru się poddać. Przeszkodą nie jest dla niej ani praca, ani konieczność uciążliwych dializ do których zmusza ją przewlekała choroba nerek. Aby kobieta nie musiała jeździć co dwa dni do szpitala konieczny jest przeszczep, co nie jest łatwą sprawą. Nie dość, że dawców jest mało, to jeszcze pierwszy w kolejce do przeszczepu jest Mark, który choruje znaczenie krócej, to jeszcze sam przyczynił się do choroby przez nadużywanie alkoholu. Spotkania tego typa na dializach zawsze wywołują u Gal poczucie bezsilności i złości. Trudno się jej dziwić, przewlekła choroba nikogo jeszcze pozytywnie nie nastroiła od życia...

"Urodziłam się z refluksem. Oznacza to, że przejście między nerką a pęcherzem nie zamykało się tak, jak trzeba. Mama nie mogła nadążyć ze zmianą pieluszek. Skutkiem tego były ciągłe infekcje pęcherza, a potem nerek. Zanim lekarze w końcu doszli do tego, co jest nie tak, jednej nerki już prawie nie było. Miałam wtedy cztery lata, a moja druga nerka była na dobrej drodze, żeby podzielić los pierwszej, co nastąpiło, kiedy skończyłam dwanaście lat. Pierwszym dawcą była moja mama — ta nerka służyła mi dwanaście lat. Drugą dostałam od ofiary wypadku, kogoś, kto po prostu zaznaczył odpowiednie pole w swoim prawie jazdy. Ta wytrzymała tylko cztery lata, potem mój organizm ją odrzucił. Od ośmiu lat jestem na dializach. Dializa oczyszcza krew, tak jak zrobiłaby to nerka. Podpina się do żyły maszynę i krew jest przez nią przepompowywana. Są różne rodzaje dializ; tę moją trzeba powtarzać co drugi dzień. Można się dializować zarówno w nocy, jak i w ciągu dnia. Ja wolę w nocy, bo tak jest łatwiej i mogę spać. Jeśli nie przeprowadzi się dializy w odpowiednim czasie, człowiek czuje się, jakby miał grypę, a mózg nie może pracować na wysokich obrotach. Jeśli zupełnie zaprzestanie się dializowania, wszystkie organy się w końcu wyłączają i człowiek umiera."


Gal jest dziwną bohaterką. Począwszy od wyglądu, kończywszy na charakterku. Kobietę cechuje niski wzrost i sportowy styl. Przy 150 cm wzrostu nosi buty w rozmiarze 42, co musi wyglądać komicznie, skoro ja noszę taki sam rozmiar przy 180 cm wzrostu i moje stopy wydają się duże. Jest jeszcze coś co łączy mnie z Galilee - malkontenctwo. Gal wiecznie zrzędzi, denerwuje ją wszystko i wszyscy. O dziwo ma przyjaciółkę. Wysoką i kobiecą nauczycielkę plastyki, która przez swoje randki nie może być na wiecznie zawołanie przyjaciółki, co oczywiście bardzo frustruje naszą bohaterką. Gal ma też cudownych rodziców i szaloną siostrę, która pewnego dani jakby nigdy nic podrzuca jej pod opiekę swoją córkę.

Riley jest zbuntowaną nastolatką, z za mocnym makijażem i potrzebą zrozumienia. Jakim cudem znajdzie wspólny język z ekscentryczną ciotką? Jak odwieczna samotniczka zaakceptuje w domu obecność innej osoby? Czy w ogóle jest szansa aby te dwie kobiety mogły się dogadać?

Trudno oderwać się od tej książki. Wraz z bohaterką czekasz na przeszczep, na tę jedną jedyna różę i na... uczucia. Tak bardzo chciałam, żeby Gal kochała i była kochana. Nie tylko przez mężczyznę, chodziło mi głównie o jej siostrzenicę. Obie potrzebowały miłości, akceptacji i ciepła i obie nie chciały się do tego przyznać.

Cudowna opowieść o samotności,  przyjaźni, miłości, marzeniach, chorobie i pasji. Świetny metaforyczny tytuł i wciągający styl pisania. Brawo za wątek o życiu z chorobą, dializach i przeszczepach. W książce jest opis akcji nerki dla Gal, gdzie przyjaciele i pracownicy szkoły, w której ona pracuje badają się, aby sprawdzić czy mogą oddać swoją nerkę chorej. Chciałam zaznaczyć, że w Polsce nerkę od żywego dawcy można pobrać tylko od osoby, która jest krewnym w linii prostej, oraz gdy występują szczególne więzy osobiste, ale w niektórych krajach zdrowa osoba w geście altruizmu może oddać nerkę obcemu choremu.


Sztuka uprawiania róż z kolcami [Margaret Dilloway]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

5/6


środa, 26 marca 2014

"Kim byłbym bez ciebie?" Guillaume Musso

To moje drugie spotkanie z Musso. Jako, że pierwsze było powalające, spodziewałam się podobnych odczuć. Zaczyna się nudnie. Dwudziestoletni paryżanin wyjeżdża do Stanów w celach zarobkowych i językowych. Tam poznaje piękną Gabrielle i zakochuje się w niej bez pamięci. Mdło, nudno, smętnie. Piszą do siebie listy, kontakty stają się coraz rzadsze, on tęskni i cierpi. W końcu umawiają się na spotkanie, jednakże ona nie przychodzi. To doświadczenie zmienia diametralnie Martina i przeradza w twardego gliniarza. On jest taki samotny, taki skrzywdzony, ale jednak dobry chłopak. W tym momencie chciałam rzucać książką o ścianę, ale przypomniałam sobie, że jest z biblioteki. Poza tym zawsze dają im szansę i rzucam po pięćdziesiątej stronie. Dalej wątek kryminalny i to całkiem ciekawy. Archibald McLean to złodziej doskonały. Kradnie tylko cenne, podlegające idealnej ochronie przedmioty, ale nikt nie potrafi go złapać. Martin jest już o krok, ale jednak za daleko. Gdy konfrontuje się z nim twarzą w twarz spryciarz robi gliniarza "w konia" wrzucając do rzeki cenny, przed chwilą skradziony obraz. Oczywiście Martin brnie w zimną wodę, aby ratować... podróbkę... Młody policjant jeszcze nie wie, że ten złodziej nad złodzieje ponownie zbliży go do jego utraconej miłości. Jak? Przeczytajcie! Musicie, bo zakończenie książki powala, kładzie na łopatki, zadziwia, wzrusza i szokuje. Coś w stylu "miłość zwycięża śmierć", ale podane na złotej tacy. Nawet ja przez chwilę uwierzyłam w cuda. I znów zarwałam noc przez Guillaume... Niestety tylko w przenośni ;)


A szkoda, nie? Toż to totalne pisarskie ciacho. Prawie się zakochałam ;)

4,5/6

środa, 12 marca 2014

"Czyste cięcie" Theresa Monsour

W deszczowy dzień na jednej z ulic została już tylko jedna prostytutka, czeka na ostatniego klienta. Musi wypełnić swoją dzienną normę, gdyż w przeciwnym wypadku spotka się z niezadowoleniem swojego alfonsa. Ma szczęście. Niezła fura z przystojnym blondynem w środku. Trochę niemiły, ale cóż. Jeszcze jeden numer i koniec pracy. Niestety ów dzień okazał się także końcem jej życia.

Śledztwo obejmuje Paris Murphy - bystra i śliczna pani sierżant. Kobieta mieszka na barce, jest w separacji, ale sypia z mężem i zastanawia się czy do siebie wrócą. Kwestię uczuciową trochę utrudnia przystojny kolega z pracy, który ewidentnie che ją uwieść. A kto by nie chciał. Paris jest mądra, śliczna, wysportowana i zabawna. Do tego rewelacyjnie gotuje. Ciężko doszukać się u niej jakichkolwiek wad. Ale wątek uczuciowy jest tutaj poboczny, na pierwszy plan wysuwa się seria zabójstw i śledztwo, w efekcie którego śliczna policjantka zostanie żywą przynętą i spotka się oko w oko z mordercą. I to nie raz...

Mordercą jest przystojny, inteligentny chirurg plastyczny o dobrej opinii. Mąż i ojciec dwóch córek, ceniony w środowisku i pochodzący z dość znaczącej rodziny. Okazuje się, że ten mądry perfekcjonista jest postacią zagubioną, złożoną i szaloną. Dręczony przez koszmary z dzieciństwa, nawiedzany uporczywym brzęczeniem w środku głowy szuka ulgi w gwałceniu i zabijaniu. I zawsze zdobywa pewne trofeum...

Cudowna, idealna Paris i szalony morderca. Piękna i bestia, dobro i zło, życie i śmierć. Trochę za mało napięcia, książka jest dość przewidywalna, ale czyta się ją szybko i przyjemnie z małym dreszczykiem.

"Luli la luli li, szepnę ci do ucha..."

4/6

piątek, 7 marca 2014

"Kocha, lubi... żartuje?" Stefan Vögel

Dagmara wychodzi za mąż. Ale zamiast cudownego dnia pełnego euforii znajdujemy ją w stanie furii i to nie z racji brzydkiej fryzury, źle układającej się sukni, czy złamanego paznokcia. Panna młoda nie jest przejmującą się byle czym nastolatką, ale rozwódką po przejściach, która zna gorzki smak życia. Odnalezienie kartki z napisem "nie mogę" wywraca jej świat do góry nogami i skłania do przeprowadzenia wywodu na temat relacji damsko-męskich. Poglądy bohaterki są trafne i bardzo życiowe, opowiedziane prostym, ironicznym, wesołym językiem. Od razu wiadomo, że nie pisała tego kobieta ;)  Tę krótką opowiastkę czyta się szybko, przyjemnie i z uśmiechem na twarzy. Zaskakująca jest forma, bohaterka jakoby gra w sztuce. Ot, życie.

"Wiecie, jaki jest główny problem z mężczyznami? Że oprócz nich nie ma niczego innego. Są dwie płcie, a jedną z nich jesteś ty sama. To nie pozostawia zbyt dużego pola manewru, prawda? Zwłaszcza, jeśli chcesz mieć dzieci. Pan. Bóg zapewne kierował się zasadą minimalizmu: im mniej tym lepiej. Czy ci się to podoba czy nie! Dlatego mamy mężczyzn. Wyobraźcie sobie, jaka mogłaby być wasza druga połówka, gdyby Bóg miał więcej czasu: uważny, troskliwy, odpowiedzialny, opiekuńczy, uprzejmy, czuły przedstawiciel płci odmiennej. A co mamy? Mężczyzn! Gdybyście mnie zapytali, to Bóg MUSI być mężczyzną. Żadna kobieta, widząc takie efekty swojej pracy, nie położyłaby się spać siódmego dnia. W niedzielę po południu jeszcze raz przemyślałaby swój projekt."

E-booka można pobrać za darmo na stronie www.ebooks43.pl

Ocena: 5/6

niedziela, 2 marca 2014

"Nic takiego" Justine Lévy

Przede wszystkim urzekła mnie okładka. Płócienna, przez co poza ładnym wyglądem jest też miła w dotyku. Do tego moja ulubiona kolorystyka i ciekawe zdjęcie.

A w środku spotkamy smutną, samotną kobietę, która wybiera się na pogrzeb babci. W dżinsach i bez twarzy zalanej łzami, ale za to z wielkim smutkiem w środku. Na pogrzebie poznajemy jej byłego męża, jej wielką miłość i wielkie rozczarowanie. Powoli, strona po stronie Louise wprowadza nas w swój wewnętrzny, smutny, rozdygotany świat. Poczujemy to co ona, gdy dowiedziała się o chorobie nowotworowej matki. Razem z nią wrócimy wspomnieniami do początku małżeństwa. Dowiemy się jaki jest Adrien - pierwsza i jedyna miłość naszej bohaterki. Poznamy też piękną Paulę - powód rozpadu jej związku. Pewnie każdy z nas kiedyś z kimś się rozstał. Boli, boli i przestaje. Ot, życie. Ale w tej opowieści da się wyczuć totalną rozpacz i strach. Louise była uzależniona od męża i nie potrafi pogodzić się ze stratą. Pomimo tego zaczyna nowy związek z Pablem.

" Rzecz jasna nie kocham go. Myślę, że nigdy go nie pokocham, cokolwiek by zrobił, cokolwiek bo powiedział, bo miłość jest okropna, bo miłość zawsze pewna dnia się kończy, a ja nie chcę już nigdy przeżywać śmierci miłości. Nie jestem dość mocna, tak myślę, nie ma dość odwagi, nie jestem samobójczynią."

Kobieta waha się z kim chce być i czy  w ogóle chce z kimś być. Czytając ten cytat czułam się, jakby mi go autorka wyjęła z głowy:

"A może lepiej być samą? Tak, można spać w poprzek łóżka, przez całą noc jeść sucharki, słuchać w kółko sto razy pod rząd tej samej piosenki, chociaż nie ma wtedy pieszczot, nie ma głaskania, nie, z pewnością nie jest lepiej, wyciągnąć ramiona w wielkim łóżku i nie znaleźć nikogo, nawet kogoś, kto mnie denerwuje, nawet kogoś, kto budzi mój niesmak, nikogo, nie, tak z pewnością nie jest lepiej, potrzebują, żeby ktoś się mną zajmował, kochał mnie albo budził mój niesmak, albo mnie denerwował, albo rozśmieszał, ale też żeby mieć święty spokój, czego potrzebuję bardziej, żeby mnie ktoś kochał czy żeby mieć święty spokój?"

Gdyby miała dziecko, wiedziałaby, że już nigdy nie będzie tak na prawdę sama i nie znana świętego pokoju. Gdy jestem bez córki to mam ją w sercu i głowie zawsze, ale nasza bohaterka nie ma dzieci, bo... i tutaj książka jest coraz smutniejsza. Opowieść o uzależnieniu od leków i leczeniu przeraża, ostrzega i skłania do refleksji. Tak niewiele potrzeba do szczęścia, ale też niewiele trzeba do nieszczęście, do poczucia totalnej beznadziei, bezsensu i samotności.

Pomimo lakonicznego języka powieść jest bardzo emocjonalna, trochę przygnębiająca, ale jak na stos zawartych w niej smutków dziwnie ciepła. Z jednej strony drażniły mnie wielowątkowe zdania, gdzie ja z jednego zrobiłabym dziesięć wstawiając w miejsca przecinków kropki. Z drugiej strony książka stanowiła pamiętnik zagubionej kobiety, więc ów chaos niezmiernie tam pasował. Opowieść tej młodej, fracuskiej pisarki zdobyła ogromne zainteresowanie czytelników. Ciekawy styl pisania sprawia, że na pewno sięgnę jeszcze po inne pozycje tej autorki.


5/6

niedziela, 23 lutego 2014

"Sekretna hawajska metoda przebaczania i akceptacji" Wojciech Filaber

Każdy w nas ma w sobie magiczną moc, za pomocą której może dokonać czarów. Nie chodzi tutaj o wyciąganie królika z cylindra, ale o działanie na najcenniejszą rzecz jaką posiadamy - nasz umysł. Pewnie słyszeliście już nie raz, że jest on jak gąbka, czy też ogród, w którym zbieramy, to co siejemy. W szarej codzienności ciężko jest zbierać same dobre myśli i naturalną koleją rzeczy jest gromadzenie żalów, pretensji i kolekcjonowanie złych wspomnień.

"Każdy odpowiedzialny jest za myśli i przekonania, które sam wytwarza w swoim umyśle i za wszelki nieład, który w nim przechowuje. W celu pozostania przy źródle i odrzucenia nieświadomych treści, powinno się oczyszczać własne wnętrze, aby pozostać w łączności z własnym źródłem bycia. Wszelkie wspomnienia, przekonania i negatywne uczucia, które umysł wykreował w stosunku do innych ludzi, mogą również przyczynić się do powstania wewnętrznego konfliktu."

Tajemnicza nazwa Ho' oponopono w przetłumaczeniu na polski brzmi trochę przystępniej i oznacza "mentalne oczyszczanie". Rytuał ów opiera się na przekonaniu, że poprzez uwolnienie własnego wnętrza od nabytych percepcji jesteśmy w stanie wpłynąć na zewnętrzne czynniki życiowe. Nadrzędnym celem tej metody jest uwolnienie się od lęków i oczyszczenie umysłu z niekorzystnych nawyków, schematów myślenia i sposobów postrzegania. Poza doświadczeniami życiowymi, brany jest pod uwagę także dług karmiczny, od którego możemy się uwolnić. A wszystko to poprzez stworzenie stanu "Zero" w naszym wnętrzu. Ów stan osiągamy, gdy jesteśmy wolni od negatywnych wspomnień i wszelkich ograniczeń. Osobiście uważam, że dla osoby prowadzącej normalne życie (to znaczy nie mogącej oderwać się od rzeczywistości poprzez całodzienne medytowanie, modlitwę czy inną formę pracy nad sobą i z sobą), taki stan może być trudny do osiągnięcia poprzez blokady wytworzone z racji wychowania w rodzinie i społeczeństwie, oraz towarzyszący nam codzienny stres. Natomiast autor przekonuje nas, że ów stan jest do zdobycia poprzez powtarzanie prostej mantry. Dacie się przekonać? Myślę, że warto spróbować, zważając na fakt, iż Pan Wojciech stosuje tę metodę osobiście, a kulturę hawajską zagłębia od 2004 roku, kiedy to pierwszy raz odwiedził Hawaje. Autor ukończył studia z dziedziny psychologi.

Dużym plusem tego poradnika jest prosty, nie nużący język, pozbawiony wyszukanego słownictwa. A minus jest następujący: niczego nowego się nie dowiedziałam, sekretna metoda jest jak każda inna stosowana w psychologii: uwolnij umysł, powtarzaj to samo, aż uwierzysz, myśl pozytywnie i będziesz szczęśliwy. Niemniej karmię czasem owymi przekazami swój umysł, mając w nadziei, że mimo braku wewnętrznych przekonań dobre rady pozostaną w mojej podświadomości.

3/6

Serdecznie dziękuję autorowi za egzemplarz książki!

Sekretna hawajska metoda przebaczania i akceptacji. Huna i Ho’oponopono [Wojciech Filaber]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

niedziela, 16 lutego 2014

"Zaklinacz czasu" Mitch Albom

Książkę stanowią trzy odrębne opowieści, łączące się ze sobą tematycznie. Jedna to historia starożytnych czasów, tych gdy ludzie nie mieli zegarków i kalendarzy. Wyobrażacie to sobie? Jestem zakręconą osobą, nigdy nie wiem, który dziś jest, czasem nawet mam wątpliwości co do miesiąca, ale życie bez zegarka to jakiś koszmar. Rano budzi mnie dźwięk, jajko gotuję 5 minut wsadzone do wrzątku, makijaż zajmuje mi kwadrans, pracuję pięć godzin, śpię 3, albo 8 itd. Jak można nie odliczać, nie wiedzieć, nie planować. A kiedyś mogli! Aż w końcu ktoś zaczął kombinować, obserwować fazy księżyca, wbijać w ziemię patyki, liczyć krople. Do czego go to doprowadziło?

Dwie opowiastki są zapisane w czasach współczesnych. Sarah to zakompleksiona nastolatka. Bardzo mądra, trochę za gruba, nie wierząca w siebie, za to pragnąca miłości, akceptacji i czułości. Poznajemy ją w momencie przygotowań do randki, gdy czas płynie za szybko podczas kolejnych zmian ubrań, suszenia spodni i wykonywania makijażu. Znacie te podniecenie, szykowanie się, myślenie, wyobrażanie, oczekiwanie i napięcie? Znacie też to rozczarowanie, gdy okazuje się, że nic z tego, i ten ból, gdy wiemy, że dla kogoś jesteśmy nikim. Gdy leżysz na łóżku zatopiona w smutku i rozpaczy to każda minuta wlecze się niemiłosiernie, żeby jeszcze mocniej uświadomić marność istnienia.

Z kolei Victor lubi swoje bogate, miłe życie. Dla niego wiadomość o śmiertelnej chorobie to cios powodujący poczucie niedowierzania, bezsilności i wściekłości. Ale ten bogaty mężczyzna wie, że nie ma problemu, którego nie da się rozwiązać i wpada na szalony pomysł. Tylko, że zapomina o konsekwencjach, jakie jego czyn może wywołać.

Na pewno macie wrażenie, że czas płynie za szybko gdy robicie coś fajnego i wlecze się, gdy cierpicie i czekacie. Pewnie często myślicie: dlaczego teraz?! Autor odpowiada:

Nigdy nie jest za późno ani za wcześnie. Jest dokładnie wtedy, kiedy trzeba.

A resztę doczytajcie. Bardzo fajna opowiastka skłaniająca do refleksji. 5/6

Zaklinacz czasu [Mitch Albom]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

środa, 12 lutego 2014

"Położna. 3550 cudów narodzin." Jeannette Kalyta

Tytuł zaczyna się od słowa położna. Na okładce nazwa tego pięknego zawodu jest napisana dużymi, czerwonymi literami. To położna pomaga w porodzie i wita dziecko na świecie, uczestnicząc w tym zwykłym, niezwykłym cudzie. A Jeannette sama jest cudem. Ta urodziwa kobieta jest silna, uparta i otwarta na życie. Z jednej strony rzetelność i zdrowy rozsądek, z drugiej wiara w to, co niewidoczne, intuicja, medytacje, anioły i dobra energia. Jestem pod dużym wrażeniem tej niesamowitej kobiety.

A potem 3550 cudów. Liczba robi wrażenie, nie? Trochę obawiałam się szczegółowych opisów rozwarć na ileś palców, rozerwanego krocza, zakrwawionej podłogi i innych uroków porodu. Autorka opisuje porody z wyczuciem smaku, prawdziwie, ale nie nachalnie. Przedstawia różnych rodziców, o odmiennej osobowości, kulturze i przekonaniach. Spotkamy ludzi miłych, nieprzyjemnych, religijnych, nieśmiałych, odważnych, gadatliwych, małomównych. Kobiety rodzące w domu, w szpitalu, na łóżku, w wodzie, na podłodze. Krzyczące, milczące, mówiące, śmiejące się, wyzwolone seksualnie i z zahamowaniami. Dzieci przychodząca na świat spokojnie i bez problemu, ale też te, którym towarzyszą różne komplikacje. Historie smutne, wesołe, optymistyczne, niepokojące. Prawdziwe.

Poza autobiografią najsłynniejszej polskiej położnej i historiami narodzin książka przedstawia reformę polskiego położnictwa. Wiem, że nie tylko Jeannette widzi w rodzącej równą sobie kobietę i cieszy mnie fakt, że polska ochrona zdrowia jest coraz bardziej zorientowana na pacjenta, ale w książce możemy przeczytać, że nie zawsze tak było. Nie każda pielęgniarka, położna i lekarz chce zmian, nawet, jeśli one są korzystne i dobre. Gdy nasz bohaterka umieściła dziecko na brzuchu położnicy, nie spotkała się z przychylnością, wręcz przeciwnie... Miło by było, gdy książkę przeczytały polskie, pracujące położne... Osobiście mam dobre doświadczenia, ale rodziłam przez cesarskie cięcie, więc nie wiem jak byłoby to podczas porodu siłami natury.

Ta pełna dobrych emocji książka napisana jest prostym, spójnym i przystępnym językiem, ale treść nie jest nudna i monotematyczna. Poza porodami i pracą, spotkamy się z opisami trudów życia codziennego. Przesłanie jest proste - chcieć to móc.

Dodałabym tylko chociaż parę fotografii Jeannette, takich jak ta na okładce. Śliczna kobieta z uroczym bobaskiem to piękny widok, którego nigdy mi dość.

Położna. 3550 cudów narodzin [Jeannette Kalyta]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE
5,5/6

poniedziałek, 10 lutego 2014

Ciasto marchewkowe


Składniki:


2 szklanki mąki
1 szklanka cukru
3 jaja
pół szklanki oleju
łyżeczka proszku do pieczenia
opakowaniu cukru waniliowego
3 starte marchewki
pół szklanki soku owocowego
łyżeczka przyprawy do piernika 
pół łyżeczki soli


Żółtka oddzielamy od białek. Do żółtek dodajemy cukier i olej. 
Miksujemy stopniowo dodając mąkę z proszkiem do pieczenia i przyprawą. 
Jeśli mamy w domu jeszcze kogoś do wykorzystania to dajemy mikser,
a sami smarujemy formę tłuszczem i posypujemy bułką tartą. 


Jeśli ciasto wychodzi za gęste i ciężko się je miksuje to można dodać trochę soku, 
ale nie za dużo, bo jeszcze będą białka!
(świetny jest ananasowy z puszki z owocami, ale sprawdzi się każdy inny owocowy). 

Dodajemy startą marchewkę i mieszamy łyżką
(ja posypuję marchew kurkumą, która jest niewyczuwalna, a nadaje fajny kolor i działa antynowotworowo)
W osobnym naczyniu ubijamy białka z solą na sztywno, po czym dodajemy je do cista i mieszamy. 

My robimy ciasto w dwóch wersjach, tak jak wyżej,
albo z dodatkiem kakao i orzechów (dwie garści pokrojonych, włoskich sypiemy na górę) 

Pieczemy 45 minut w temperaturze 180 stopni.